„Kontrola Bezpieczeństwa” – świąteczny thriller akcji, który zostawia mieszane uczucia

Wiecie, co jest najlepsze w świętach? Możliwość zaszycia się pod kocem z gorącą herbatą w jednej ręce i pilotem w drugiej. To właśnie zrobiłem ostatnio, wybierając „Kontrolę Bezpieczeństwa” – film, który obiecywał lekką dawkę adrenaliny w świątecznej otoczce. Czy spełnił oczekiwania? Cóż, odpowiedź jest bardziej skomplikowana, niż mogłoby się wydawać.

Nie będę ukrywać – Taron Egerton był jednym z głównych powodów, dla których w ogóle włączyłem ten film. Jego Ethan Kopek to taki trochę everyman, zwykły gość wrzucony w sytuację rodem z koszmaru. Egerton gra solidnie, choć mam wrażenie, że jego talent nie został tutaj w pełni wykorzystany. Chłopak potrafi wzruszać, ale scenariusz nie daje mu na to przestrzeni. Tutaj jest głównie bieganie, strzelanie i „ratuj świat, zanim będzie za późno”.

A Jason Bateman? Mistrz zimnych spojrzeń i diabolicznego spokoju. Jego czarny charakter to definicja gościa, którego uwielbiasz nienawidzić. Moment, w którym Bateman i Egerton stają twarzą w twarz, to coś, co przyciąga uwagę. Przyznam, że te sceny uratowały film przed kompletną przeciętnością.

Muszę powiedzieć – lokacja to strzał w dziesiątkę. Lotnisko jako miejsce akcji to majstersztyk, jeśli chodzi o budowanie napięcia. Klaustrofobiczne przestrzenie, nieustanna presja czasu, a do tego świadomość, że zagrożenie może czaić się za każdym rogiem – to działa. Czy przypominało mi to trochę „Szklaną Pułapkę”? Jasne. Ale wiecie co? Nie jestem pewien, czy to zaleta, czy wada. „Kontrola Bezpieczeństwa” próbuje być młodszym kuzynem tego klasyka, ale brak jej tej samej iskry geniuszu.

Nie oszukujmy się – scenariusz jest jak świąteczny piernik, który upadł na podłogę. Z daleka wygląda apetycznie, ale z bliska widzisz rysy. Działania terrorystów? Momentami absurdalne. Relacje między postaciami? Ledwie muśnięte. Czy mi to przeszkadzało? Trochę tak, bo mam wrażenie, że film mógł zaoferować więcej. Z drugiej strony – jeśli podejdziesz do tego z odpowiednim dystansem, te uproszczenia można przeboleć.

„Kontrola Bezpieczeństwa” to kino w sam raz na luźny wieczór. Jeśli szukasz czegoś, co pozwoli oderwać się od przedświątecznego szaleństwa, to ten film spełni swoje zadanie. Nie oczekuj jednak emocjonalnych fajerwerków ani przełomowego scenariusza – to prosta, niezobowiązująca rozrywka.

Czy obejrzałbym go ponownie? Raczej nie. Ale czy żałuję tego wieczoru? Też nie. Były lepsze filmy akcji, ale były też gorsze. Jeśli jesteś fanem Tarona Egertona albo Jasona Batemana, daj temu filmowi szansę – choćby po to, by zobaczyć ich w akcji. Reszta? Zależy od tego, czy jesteś w stanie przymknąć oko na pewne niedociągnięcia.

I wiecie co? Czasami taki film to wszystko, czego potrzebujesz, by po prostu odetchnąć.

Autor: Marcin Wawrzynowicz